Mieszkam w prawie stuletnim, drewnianym domu, który przeszedł wiele modernizacji, ulepszeń i upiększeń. Nasze pomysły nie zawsze mogły być realizowane, bo a to ściana nośna, a to efekt niezamierzony urzekał swoją funkcjonalnością lub wdziękiem.
Kolejnym obiektem moich westchnień jest stół - marzy mi się piękny, okrągły, rozsuwany...i koniecznie biały.
To marzenie. A rzeczywistość?
Rzeczywistość - to stary stół, który pojawił się w domu przed dwudziestu laty, razem z nami i razem z remontem, dzięki któremu stanął "w ścianie". Nie można go przestawiać, mieści "góra" 6 osób - to jego wady.
Za to zalety - ooooo- nie do przecenienia!
Tutaj jadaliśmy wszystkie posiłki, tutaj biesiadujemy z Przyjaciółmi, tu Madziuśka wykonywała wszystkie swoje pierwsze "dzieła", odrabiała lekcje...rozlewała herbatkę.. :)
Duży, drewniany stół przyjmował wszystkie nasze dobrodziejstwa ze spokojem, jest podrapany, ma wgłębienia, rysy, pęknięcia - ale ma też naszą historię. Oparte dłonie czują jego ciepło i drewnianą miękkość - czy można go zamienić?
żeby nie było tak bardzo sentymentalnie - teraz bardziej przyziemnie :)
Kiedyś - w zamierzchłych czasach, kiedy to więcej szydełkowałam - oprócz obrusu na stół, zrobiłam też poduszki. Zbyt często uzywane trafiły do przepastnej szafy, by teraz powrócić na salony :)
Serdecznie pozdrawiam
a.