Powered By Blogger

niedziela, 28 września 2014

pomarańczowy

to zdecydowanie nie mój kolor,
a jednak zaskoczył mnie blaskiem, który wprowadził do naszego mini salonu.
Sprawcą zmiany jest koc, który do tej pory był w użyciu u Madziuśki,
gdzie do niedawna pomarańcz królował :))
Zastanawiałam się czym przyrzucać jasną kanapę, dla której jesień i wiosna to  czas drobnych kocich łapek w ilości 4x4 + gościnne występy 4x2 :))
czyli generalnie mam dość zapierania, wycierania tudzież prania i prasowania brrrr
równie jasnej narzuty.
I w ręce wpadł mi koc polarowo - sztruksowy,
nawet jeżeli trzeba będzie częściej prać, to prasowanie zdecydowanie odpada :))
W ruch poszły nożyczki, bez pomocy Mamy i jej maszyny się nie obyło -
i okazało się, że mam całkiem nowy salon zupełnie bez kosztowo,
no i słoneczna jesień do mnie zapukała.
Jesienią takie energetyzujące kolory jak najbardziej się sprawdzają,
mała dawka soczystego koloru, zupełnie przypadkowo, rozjaśniła dość ciemny pokój.
W całym domu okna mam od wschodu, rano jeszcze nie - a po południu już - nie dociera słońce, pomarańcz uratował moją jesień :))
Ale dzisiaj nie mogę narzekać na brak słońca, pogoda po tygodniu ciągłych deszczów,
przyniosła piękną niedzielę, wszyscy z niej korzystaliśmy :))



Mam nadzieję, że wszyscy mogliśmy się cieszyć
polską -złotą - jesienią
Serdeczności :))
a.

niedziela, 21 września 2014

z podziękowaniem i w odpowiedzi i o letniej jesieni u mnie

Dziewczyny Kochane :))
ten wpis to ukłon dla Was za nieustające wspieranie
w remontowych walkach i meblowych rozterkach :)
Ponieważ wszystkie "jak jeden mąż" i "jednym głosem"
namawiacie mnie do zmiany koloru mebli, to postanowiłam się troszkę potłumaczyć :))
Na dzisiaj na pewno ich nie przemaluję, przede wszystkim dlatego, że nie mam Waszej determinacji, werwy i pomysłów. Każdą Waszą przemianę podziwiam, każdej zazdroszczę, ale sama się nie biorę..
A "drugie przede wszystkim"
to bardzo podoba mi się właśnie ten kolor, przetarty, wypłowiały, oliwkowy,
o kształcie samych mebli nie wspominając.
I tak naprawdę, to są po prostu za małe, mała jest szafa - nie pomieści garderoby dorosłej kobiety -
a taką jest moja dorosła Córuchna :)) i - jak każda kobieta - wzdycha do nowego anturażu.
Stąd decyzja o zmianie.
A stare, piękne zielone mebelki trafią do zielonego pokoju ( który po ostatnim remoncie, nie ma nic wspólnego z nazwą)
I tym sposobem i wilk i owca będą syte :))
Dziękuję Wam bardzo za każdą myśl, każdy pomysł, każde zainteresowanie i wsparcie :))
***
Wrzesień jest bardzo piękny u nas,
dużo słońca, ciepło, piękny czas, który pozwala nacieszyć się jeszcze letnimi (?!) urokami,
aczkolwiek wszyscy już czujemy oddech jesieni.
I chociaż jesień nie należy do moich ukochanych pór roku - bo ja tylko lato,lato,lato -
to i ja, jak co roku, ulegam magii kolorów, wrzosów, dyni, szeleszczących  liści,
które u mnie przeplatają się jeszcze z letnimi kwiatami





Dzisiaj coś się popsuło i leje jak z cebra od rana,
ale kolory za oknem działają terapeutycznie :))
 zatem z kolorowym pozdrowieniem
życząc Wszystkim cudownej niedzieli 

ania.


środa, 17 września 2014

czy tylko u mnie remonty trwają wieki??

nieraz sobie zadaję to "złote" pytanie.
Nie mam szczęścia, ani pana w domu, który zająłby się wszelakimi pracami i zawsze zdana jestem na fachowców... różni się trafiają, każdy robi uwagi co do poprzednika (czytaj: jestem doskonały),
ja oczywiście daję się zwieść
i świat się kręci :) a może " sorry, taki klimat"
ponarzekałam - wystarczy.
Remont w trakcie, Madziuśki pokój prawie (robi różnicę, oj robi) gotowy, tzn.
pomalowany, okno naprawione, wstawiona część mebli, no sypia sobie w nim,
ale brak kaloryfera, brak parapetu, brak, brak wszystkiego.
Przede wszystkim zawiodła mnie Ikea kończąc znienacka (!) serię hemnes w kolorze szarobrązowym...
i tu zaczęły się schody, bo co z meblami. Madzia za żadne skarby świata nie chciała się przekonać do białych (jakże pożądanych :)), w ogóle do żadnych, bo przecudnej urody były właśnie tamte, jedyne, wymarzone
koniec końców, bo debatach, dywagacjach, oglądaniach stanęło jednak na białych :))
które będą przybywać stopniowo, bo do Ikei kawał drogi..
a na razie i tak trzeba czekać na wykończenie...


jak widać kaloryfer jest, ale w kartonie, parapet "się robi", bo ma być drewniany.
Cały problem w tym remoncie, to okno, bardzo duże, ale źle osadzone, w związku z czym w pokoju z czasem zrobiło się bardzo ziimno (w zimie ok.14 stopni przy ogromniastym, na całą ścianę kaloryferze).
Dzięki mojemu bratu zaoszczędziłam na wymianie, bo je po prostu wyjął i osadził ponownie - co podziałało, ale emocje sięgały zenitu!
Standardowe parapety o długości 2,5 m, szerokości 0,5 m  są delikatnie mówiąc, niezbyt urodziwe  - w efekcie stanęło na drewnianym, ale trzeba czekać.
 Oprócz wielkiego okna, w pokoju jest też małe okienko,
ale widoki u nas średnie, mamy mnóstwo sąsiadów z każdej strony :)

Pokój jest spory, ma ponad 15 m. powierzchni i 3 m. wysokości,
ale wąski i trudny do ustawienia.
Na razie próbujemy skrócić pokój ustawianiem mebli, wstępnie Madziuśce się bardzo podoba,
ale dopiero kiedy będą właściwe meble, to się okaże. Na ciemnej ścianie biały się pięknie odcina, już nie mogę się doczekać, kiedy staną nowe. Szafa zdecydowanie musi być większa, bo ta ginie przy wysokiej ścianie, nie mówiąc już, że raczej niewiele mieści.



Ukochany Misio ciągle zostaje :)


No i brakuje ozdobników wszelakiego rodzaju, które ocieplają pokój, na to musimy poczekać.
Wymiana mebli to konieczność, bowiem przede wszystkim brakuje miejsca, obie gromadzimy same niezbędne rzeczy, więc wygląda to mniej więcej tak :))


no ale jak nie gromadzić..
:))




Mimo wszystko, jako optymistka z natury, przyzwyczajenia i wieku:))
pozdrawiam Was serdecznie
i prawie (!)  się nie przejmuję, że tyle jeszcze przed nami, a ... łazienka nie tknięta :))


a.

wtorek, 2 września 2014

garażowe wyprzedaże

to coś czego bardzo mi brakuje.
Sama chętnie pozbyłabym się rzeczy, które uważam już za zbędne,  ktoś inny dojrzałby w nich iskrę, a ja chętnie poszukałabym czegoś niezwykłego u kogoś, no ale zwyczaj ten jeszcze się u nas nie rozgościł.... aczkolwiek wczoraj  moja Przyjaciółka zabrała mnie do domu, w którym taka wyprzedaż była na całego. Pan wyprzedaje cały dom po swoich rodzicach, ach czegóż tam nie ma...
po prostu raj
Obie bardzo zadowolone wyszłyśmy z ogromnymi konewkami, a ja dodatkowo z białym dzbankiem.




Już była w użyciu:)) 
ale raczej będzie ku ozdobie, bo z wodą jest bardzo ciężka i średnio idzie mi podlewanie kwiatów, za to schodów, kamieni i tego co absolutnie nie wymaga podlewania doskonale :))
 I biały metalowy dzban, będzie nosił wodę :))
Pamiętam z dzieciństwa te dzbanki w tym domu, w którym mieszkam. Babcia używała ich chętnie, a ja pewno wprowadzając się tutaj pozbyłam się ich, jak wielu, wielu przepięknych przedmiotów...ach szkoda mi szkoda..., ale to zawiła historia rodzinna.




Do miłego Pana, z którym się można wesoło targować mamy plany jeszcze wrócić :))
A to mój bardzo obrażony ulubieniec Ciaputek. Przytrafiła mu się niemiła przygoda i został wykąpany pod bieżącą wodą...biorąc pod uwagę długość futerka, nie dziwię się, że jest bardzo zły. 


Mój remont "stoi"
 za sprawą ziemniaków, a raczej wykopków. Każdy kto żyw, musiał złapać za kopaczkę i pędzić co sił na wyścigi z mokrą i ciepłą ziemią, która na ziemniaki działa dosłownie niszcząco.
 Tak więc uzbrajamy się w cierpliwość.. :))
Serdeczności i "do napisania" 
Ania