Witajcie,
czas biegnie nieubłaganie, marzenia, które kiedyś były na wyciągnięcie ręki gdzieś sobie odeszły, pojawiają się za to nowe i nowe. Każde najważniejsze. Ale jak to z marzeniami bywa, są, odchodzą i przychodzą. Ostatnio moim odkryciem jest taka zwyczajna prawda, z którą mieszkam już ponad trzydzieści lat. Otóż moim największym marzeniem, marzeniem całego życia jest mieć drewniany dom. Z ogrodem, pelargoniami w oknach, kotami wygrzewającymi się na parapetach. W każdym nowym miejscu, w którym spędzam wakacje, lub tylko przez nie przejeżdżam wypatruję pięknych drewnianych domów. Właściwie nie tylko tam, gdzie jestem przejazdem, bo spacerując po moim miasteczku też takich wypatruję, zachwycam się nimi i nieustannie podziwiam. Dużych i małych, starych i nowych. Zazdroszczę mieszkańcom tak pięknych domów, bo drewnianych, płaczę nad tymi pochylającymi się ku ziemi, z zarwanymi dachami, samotnymi. Przeglądam oferty sprzedaży i marzę by mieć taki.
A teraz moje odkrycie, czyli chwila prawdy! od ponad trzydziestu lat mieszkam w takim domku, drewnianym, staruszku - bo ma już prawie 100 lat.
Domek to dar Babci. Mieszkam, remontuję, poprawiam domek w górach. Mój. Prawdziwy, góralski domek. Mój, ale tylko w połowie, bo jest nas dwoje, brat i siostra obdarowani przez swoją Babcię. I zapewne nie wzdychałabym do cudzych gdyby był tylko mój. I z tego nieustannie płynie moje marzenie o ... drewnianym domku.
To co tutaj widać to efekt "grubego" remontu. Przebudowana została cała weranda - czyli wejście do mojego mieszkania. Dom dostał nowe podpiwniczenie, schody, kamienną podmurówkę i nowe chodniczki. I nowe drzwi, wymarzone! Te wszystkie prace określałam na miesiąc, góra dwa. Nie wzięłam zupełnie pod uwagę, że choć ekipy super i wszystko świetnie zorganizowane, to beton potrzebuje czasu bo... po prostu schnie! I tak z dwóch miesięcy zrobiło się pół roku. Ale efekt przeszedł nasze najśmielsze wyobrażenia. Jak to wyglądało jeszcze niedawno?
A tak właśnie ...


.jpg)





Brak komentarzy:
Prześlij komentarz